Wiadomości

Piątek, 13 lutego 2015

Gdy prababcie i babcie były młode…

 

   Realizacja przez Bibliotekę Główną w Grojcu, projektu dla 5. i 6.latków  pod tytułem „Tutaj wzrastamy… edukacja historyczna i kulturowa dzieci w Grojcu” nabrała tempa. Systematycznie odbywają się z dziećmi zajęcia artystyczne. Wrażenia i emocje po spotkaniu z P. Wawrzyńcem Mizgalskim i historią Grojca  dzieci  przelały na papier.

 

  W ramach projektu zrealizowano warsztaty przedstawiające tradycyjne zajęcia w gospodarstwie domowym, charakterystyczne dla wsi i żywe jeszcze w II połowie XX wieku.      
 

 

   W sali domu ludowego w Grojcu czas się cofnął. Grupa gospodyń wiejskich i klasa P. Małgorzaty Chwierut ze szkoły podstawowej, podjęli próbę pokazania kawałka codzienności sprzed 40-50 lat. Wystarczyło patrzeć i uruchomić wyobraźnię, by przenieść się w czasie. Gdzie? - o tym ta opowieść…

 

 

Babcia Stasia (P. Stanisława Bliźniak)

 

  Robi masło dla swojej rodziny. Beczółka do której wlała śmietanę - to maśniczka. Jest drewniana, zbudowana z klepek ściągniętych metalową obrożą i wyposażona w drewniany ubijak. Dzięki niemu jest możliwe mieszanie i ubijanie śmietany. Jeżeli śmietana jest o odpowiedniej temperaturze i konsystencji, w krótkim czasie powinna zamienić się w masło. Nasza była najlepsza, pochodziła z mleka, wprost od krowy, dlatego cudowna zamiana dokonała się  na oczach dzieci, a nawet z ich udziałem. Każdy mógł trochę poubijać. Kolejka chętnych była długa. Gdy przepłukano masło zimną wodą, by je scalić w „osełkę” należało przejść do degustacji. Rodzice dzieci rozsmarowali je na chleb…ale smakował!

 

 

            

      

 

 

 

Babcie: Mania, Jania, Dania, Terenia ( P. Maria Śliwka, Janina Chowaniec, Daniela Smolarek, Teresa Szewczyk) prezentują darcie pierza.  Dzieci też. Zobaczcie je  w akcji…!

 

 

   

 

    

 

                        

 

 

 

  Tysiące gęsich piór  należało oskubać tzn. oddzielić miękkie piórko od grubego kłącza (stasiny), a wszystko po to, by uzyskać kilka kilogramów lekkiego puchu na pierzyny i poduchy, grube, ciepłe i puszyste. Nikt nie mógł się bez nich obyć, szczególnie zimą.


   Darcie pierza odbywało się zazwyczaj w czasie gdy nie było obowiązków w polu, a wieczory były długie, czyli zimą. Pierze darły kobiety starsze i młode dziewczyny. Zwykle kilka lub kilkanaście kobiet schodziło się do jednej gospodyni, zasiadały przy dużym stole, na który wysypywano pierze z worków. Pierze darło się do przetaków albo do misek, a kłącza rzucano wprost na podłogę,  potem je spalano.

 

   Było to zajęcie czasochłonne i monotonne, ale kobiety nie narzekały. Umilały sobie czas śpiewając, opowiadając niesamowite historie, gadając o  tysiącu spraw. Nie było też mowy o żadnej zapłacie, ot przysługa wyświadczona po sąsiedzku. Gospodyni czuła się wdzięczna za pomoc, dlatego po zakończeniu skubania szykowała obfity poczęstunek zwany „wyskubkiem”. Śmiechy, żarty i akordeonowa muzyka trwały do późna.

 

   Tak było dawno, choć miało się wrażenie że do sali wróciła przeszłość. Była opowieść-legenda w wykonaniu babci Tereni, przyśpiewki i piosenki skubaczek.

 

 

                  

 

   

 

   Dzieci szkolne odtworzyły zabawę swoich rówieśników sprzed wielu lat. Popularna zabawa w „ciuciubabkę”  była wymarzonym sposobem na fajne spędzenie czasu w długie wieczory, gdy dorośli darli pierze.

 

 

                   

 

 

 

Prababcia Gienia ( P.Genowefa Kubiesa)

 

Właścicielka jedynego w okolicy kołowrotka miała  prezentować jego obsługę podczas przędzenia wełny. Zachorowała, ale z pomocą dzieci udało się nam uruchomić urządzenie. A miało ono kiedyś ważną funkcję. Owcze „runo” rozczesane i oczyszczone oraz sprawne ręce gospodyni i mechanizm kołowrotka  zamieniał w motek mięciutkiej, grubej wełny. Czynność zwano przędzeniem. Uzyskany w wyniku przędzenia produkt służył do robienia odzieży na zimę.

 

 

                                


 


Prababcia Jania

 

Na pokazie robiła skarpety na drutach, ale w jej dorobku są wełniane cuda: papcie, skarpety, tuniki, blezery, swetry, szale, opaski, berety, gerty, czapki i inne. Robótki ręczne kiedyś były wszechobecne; to pokaz talentu, gustu, pomysłu, to sposób na zarabianie pieniędzy przez kobiety. Zwinne przekładanie drutami i różnorodne wzory, sploty…. W takiej odzieży nikt nie zmarznie. Ta monotonna z pozoru czynność nie jest martwym bytem; wiele dziewcząt i kobiet, a nawet niektórzy mężczyźni,  robią nadal fajne wełniane i niciane rzeczy; zjawisko nie występuje jednak na dużą skalę.